Energią mógłby obdzielić pół kraju. Pogoda ducha, autoironia, idealna interakcja z publicznością i zespołem oraz wielki talent muzyczny Richarda Bona urzekł nas na koncercie 4 lutego. Jak się bawiliśmy podczas tego wydarzenia? Przeczytacie poniżej.
Richard Bona – afrykańskie dziedzictwo w solowych improwizacjach
Pierwszym utworem, który zaproponował nam Richard Bona, był Muntula Moto z albumu Reverence z 2001 roku, który pojawił się także na płycie Heritage z 2016 roku. Tekst pieśni powstał w języku cziczewa należącego do rodziny bantu. Na co dzień posługują się nim mieszkańcy południowej Afryki. Obce wyrazy nie zaburzały jednak w ogóle odbioru utworu, który był melodyjny, przepełniony słońcem i można było odnieść wrażenie, że w całości zaśpiewany jest… uśmiechem.
Three Views of a Secret to z kolei kompozycja napisana wraz z DR Big Band, czyli jazzowym zespołem z Danii. Wersja koncertowa odegrana była bez użycia sekcji dętej, a prym wiódł Jesus Pupo – hawański pianista, którego solówki mogliśmy podziwiać niemal przy każdym utworze. Afrykańskie rytmy po raz kolejny przekonały nas o wielkiej radości, jaką muzykom sprawia odgrywanie dźwięków przy wykonaniu Bilongo pochodzącej również z albumu Heritage.
My name is Rysiek and I’m from pipidówa
Standuperskiego talentu Richardowi Bonie mógłby pozazdrościć każdy artysta. Wystarczyło kilka sekund i przekonał publiczność do śpiewania wymyślnych wokaliz. Jak sam się określa, jest po prostu Ryśkiem z pipidówy. Podczas chwili dygresji muzyk w żartobliwy przedstawił pozostałych członków zespołu. Amerykański perkusista Ludwig Afonso po skonsumowaniu żurku i pierogów przepadł zakochany w polskiej kulturze i kobietach na zawsze, od lat bowiem mieszka w… Poznaniu. Z kolei pianista Jesus Pupo swoją wirtuozerią zdobywa kolejne serca polskiej publiczności.
Po tym radosnym przywitaniu przyszedł czas na bardziej nostalgiczną część. Również w melancholijnych utworach opowiadających o odejściu, utraconej miłości i tęsknocie za nią Richard Bona radzi sobie świetnie. Pieśń, o której mowa, Eyala, pochodzi z albumu Scenes from My Life z 1999 roku. Następna kompozycja przeniosła nas w nieco odleglejsze czasy. All Blues pojawiła się na krążku Milesa Davisa w 1959 roku. Z tej ikonicznej jazzowej kompozycji panowie odjęli trąbkę, która pełniła główną rolę w oryginale. Jednak rezonujący, a może i rywalizujący, ze sobą muzycy świetnie nadali temu coverowi nowe brzmienie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje solowa partia perkusisty Ludwiga Afonsa.
Kontemplacyjną część koncertu zakończył utwór Janjo La Maya pochodzącyz albumu Bonafield z 2013 roku. Jego wykonanie przywoływało na myśl paryskie uliczki, spacery po Montmartre i francuski szyk. Z Paryża przeniesiono nas w świat improwizacji. Bona chwilowo zwolnił z obowiązków Jesusa Pupo, udowadniając nie tylko swoje możliwości wokalne, lecz także pracę z looperem, improwizacją na gitarze basowej i radości z samego komponowania muzyki.
Inspiracje tradycyjnymi pieśniami i współczesnymi przebojami
Przy O Sen sen sen trudno było nie poderwać się do tańca. Utwór z albumu Tiki z 2005 roku jest tak dynamicznie rytmiczny, że rozbujał biodra wszystkich. Kizomba, bachata, samba czy cha-cha – rodzaj tańca nie był ważny, o ile można było wyrzucić z siebie kumulującą się energię. O tym, że muzycy nawzajem się obserwują, inspirują i czerpią z młodszego pokolenia, zespół pokazał w utworze Calm Down. Nagrany w kooperacji z hollywoodzką aktorką i piosenkarką Seleną Gomez przebój afrykańskiego rapera Rema zdobywał listy przebojów przez niemal dwa lata. Swoją, nie mniej dynamiczną, choć akustyczną wersję bez słów zagrał dla nas Richard Bona, wysnuwając na pierwszy plan dźwięki gitary.
Drugim coverem, choć znacznie starszym od hitu Seleny i Remy, była pieśń Alfonsina Y El Mar. Skomponowany w hołdzie Alfonsinie Storni utwór to dzieło pianistki Ariel Ramirez i tekściarza Félixa Luny. Interpretacja tego wykonania w wersji Richarda Bony rozczuliła wszystkich. I choć nadchodził już czas pożegnań, a sentymentalna atmosfera sprzyjała, nikt z nas nie miał ochoty żegnać się z sympatycznym Ryśkiem i jego ferajną. Na zakończenie i bis Richard Bona miał dla nas prawdziwą niespodziankę! Wraz z muzykami wykonał fragment utworu samego Fryderyka Chopina! No i jak go nie kochać!