30 października na scenie Cavatina Hall mieliśmy okazję posłuchać niemieckich instrumentalistów. Stephen Joscho Quartet koncertuje na całym świecie, tym razem odwiedzili bielską widownię. Historia światowej muzyki, różnorakie techniki gry na gitarze i sentymentalne podróże w przeszłość – to było naprawdę mocne przeżycie!
Joscho Stephen Quartet – kto go tworzy?
Joscho Stephen Quartet to czwórka utalentowanych instrumentalistów. Poza podstawowymi instrumentami, czyli gitarami, w kwartecie znalazło się także miejsce na kontrabas i skrzypce. Kto więc znajduje się w zespole?
- Joscho Stephen – założyciel kwartetu. Nazywany najszybszym gitarzystą świata muzyk pochodzi z Niemiec. Swoje życie związał z muzyką już w wieku kilku lat i od tamtej pory zagrał na najważniejszych scenach świata. Wydał kilkanaście albumów, należy do kilku formacji muzycznych i nieustannie skupia się na promowaniu edukacji muzycznej, również wśród najmłodszych.
- Sebastian Reimann – skrzypek znany polskiej publiczności z duetu Claudysky Duo, który założył wraz z polskim gitarzystą Krzysztofem Pełechem. Reimann edukował się w kolońskiej Musikhochschule pod okiem profesorów Ozim i Peters. Oprócz towarzyszenia na scenie Stephen Joscho Quartet, należał do takich orkiestr jak: Robert Schumann Orchester Dusseldorf, Heidelberger Sinfoniker i Philharmonisches Orchester Dortmund.
- Volker Kamp – odpowiedzialny w kwartecie za kontrabasowe brzmienia. Uczył się w Szkole Muzycznej w Oberhausen zarówno na trąbce, jak i puzonie, jednak to nauki u Norberta Hotza skierowały go w stronę kontrabasu – także elektrycznego. Studiował także jazz i muzykę popularną w holenderskiej szkole HKA Arhnem. Jest multiinstrumentalistą – grywa także na instrumentach dętych, perkusyjnych i smyczkowych.
- Sven Jungbeck – gitarzysta wspierający samego Joscho w grze. Absolwent Konwerwatorium holenderskiego Arhnem, od dziecka zafascynowany gitarą. Oprócz nagrywania albumów, rozwijania projektów solowych oraz zespołowych, edukuje z techniki palcowania na swoim kanale na YouTube’ie, ze szczególnym naciskiem na Gypsy style.
Dziedzictwo Gypsy style
Precyzję gry, szybkość w posługiwaniu się gitarą oraz idealne opanowanie techniki palcowania przez Joscho Stephen można było podziwiać od pierwszych sekund koncertu. Lider zespołu rozpoczął koncert od utworu grupy The Beatles, który panowie wykonali w trójkę. Dopiero przy czwartym kawałku do ekipy dołączył Sebastian Reimann. Wspaniałe brzmienie skrzypiec publiczność doceniała nieustannie, nagradzając muzyka oklaskami, nawet podczas grania wyłącznie fragmentu danego utworu.
Pierwsza fala entuzjazmu publiczności miała miejsce przy romantycznym wykonaniu ballady Sway. Jean Reinhardt, zwany Django, czyli pomysłodawca całej techniki Gypsy style, był wywoływany kilkanaście razy. Joscho Stephen dbał podczas koncertu o edukację słuchaczy, tłumacząc, jakie utwory będą grane następnie. Dzięki temu widzowie mogli dowiedzieć się, które pieśni były napisane przez samego założyciela ruchu. Były to m.in. After You’ve Gone oraz Bossa wykonane przez muzyków kwartetu w Cavatina Hall
Joscho Stephen i goście
Po wykonaniu autorskiego utworu Funk 22, panowie porwali nas w świat strzelanin, saloonów oraz westernowych klimatów. To było wspaniałe doświadczenie zobaczyć, jak muzycy radzą sobie w zupełnie odmiennych gatunkach muzycznych. W kolejnej melodii Sven Jungbeck ustąpił miejsca niespodziewanemu gościowi. Krzysztof Pełech wykonał z pozostałym trio utwór Libertango, towarzysząc zespołowi jako gitarzysta. Po powrocie Jungenbecka panowie zabrali nas w podróż do przeszłości, wykonując starą niemiecką melodię swingową.
O umiejętnościach kompozycyjnych, perfekcyjnym zgraniu muzyków oraz ironicznym humorze można było się przekonać w kolejnej pieśni. W utwór Django kwartet wplótł rockowe hymny takie jak: Paint It, Black zespołu The Rolling Stones oraz Seven Nation Army kapeli The Whites Stripes. Choć wydawało się, że Made in France będzie ostatnim wykonaniem Joscho Stephena i jego gości, panowie zaskoczyli widownię ponownie. Powrócili aż dwukrotnie, aby zabisować! Pierwszy powrót pozwolił słuchaczom zanurzyć się w skoczne melodie, by na drugim bisie instrumentaliści mogli pokazać po raz kolejny swoją wirtuozerię, proponując mieszankę utworów z różnych gatunków, stuleci i technik. Cóż to był za koncert!