Monika Borzym – zmysłowo, minimalistycznie i jazzowo

Widzowie Cavatina Hall mieli okazję wziąć udział w naprawdę unikatowym wydarzeniu. Po raz pierwszy bowiem występująca artystka świętowała wraz z publicznością swoje urodziny. W trzydziesty czwarty rok życia Monika Borzym koncertowo – dosłownie i przenośni – przeniosła nas w sensualny klimat jazzu. Przeczytajcie, jak było 3 marca!

Jazzowe standardy w nowej odsłonie Moniki Borzym

Utworem inicjującym najnowszy album oraz koncert był Blame It on My Youth. Po raz pierwszy wybrzmiał w 1934 roku w wykonaniu The Dorsey Brothers. Na przestrzeni dekad sięgały po niego prawdziwe ikony jazzu jak np. Nat King Cole czy Frank Sinatra. Ten niekonwencjonalny wybór świetnie pokazuje podejście Moniki Borzym do muzyki – nie boi się czerpać z dziedzictwa kultury, chętnie aranżuje dźwięki na nowo i nadaje im sensualnego stylu. W tym wykonaniu znalazło się również miejsce na pierwsze solo, które zaprezentował na kontrabasie Michał Barański.

Nietuzinkowy humor i ogromny dystans do siebie Monika Borzym ukazywała niemal co piosenkę, dzięki czemu mieliśmy okazję poznać anegdoty z życia wokalistki, jej wybory życiowe, a nawet funkcjonowanie branży muzycznej. Napisana przez Gladys Shelley pieśń How did he look powstała w 1940 roku. I choć brzmi dostojnie zarówno w wersji jazzowej, jak i w wykonaniu Moniki Borzym, z rozbrajającym humorem wokalistka opowiedziała o jej sensie.

Jazzowe standardy w nowej odsłonie Moniki Borzym

Monika Borzym – głośny i bezmuzyczny szept kołysanek

Manhattan, czyli ikoniczne dzieło Elli Fitzgerald, rozpoczęło serię szepczących utworów. Instrumenty były niemal niewyczuwalne słuchem, a sama Monika Borzym potrafiła tak operować swoją niską barwą, że publiczność bez problemu dawała się ukołysać. Midnight Sun to z kolei pieśń autorstwa Lionela Hamptona z 1947 roku. Również i ten utwór ukazał się na najnowszym wydawnictwie wokalistki, czyli Kołysanek dla dorosłych, których premiera miała miejsce w walentynki, 14 lutego 2024 roku. Solową partią pianina uraczył nas Krzysztof Dys. Something Cool to piosenka z debiutanckiego albumu June Christy. W powolnej wersji akustycznego trio i wokalistki słuchacze poczuli klimat dusznego miasta.

Moon River skomponowana w 1961 roku pojawiła się w kultowym filmie Śniadanie u Tiffany’ego. Oryginał zaśpiewała sama Audrey Hepburn, w Cavatinie Hall zabrzmiała szeptem Moniki Borzym. Pozostając w kręgu kultury oglądania, kolejny utwór pochodził z musicalu Pal Joey. Choć pierwotnie Bewitched, Bothered and Bewildered śpiewała Carol Bruce, to wersja Elli Fitzgerald zapadła w pamięci słuchaczy. Z kolei Kiss wykonywany przez Prince’a gościł na soundtracku Zakazana miłość. Tę filmową część artystka zakończyła informacją, że jej Kołysanki dla dorosłych pojawiły się w radiu BBC w audycji samego Jamiego Culluma. Gratulujemy!

Monika Borzym – głośny i bezmuzyczny szept kołysanek

Specjalizacja: przyjemność

Jak przyznała sama Monika Borzym, jest psycholożką i seksuolożką. Na swój zawód wybrała więc sprawianie przyjemności. Tym razem w wersji muzycznej. Tę sekcję rozpoczęła pierwsza (choć nie ostatnia) polska piosenka. Takie ciało to utwór skomponowany przez Łukasza Borowieckiego do tekstu Artura Andrusa specjalnie dla samej wokalistki. Humorystyczny i ciałopozytywny przekaz pojawił się na albumie wydanym w 2020 roku zatytułowanym Monika Borzym śpiewa stare piosenki. I choć główną koncepcją tejże płyty było odczarowanie przedwojennych pieśni, artystka na singiel promujący wydawnictwo wybrała właśnie tę kompozycję. Na uwagę w tym wykonaniu koncertowym zasługuje również solo perkusisty Michała Bryndala, prywatnie partnera samej Moniki Borzym.

Let’s make love on this plane wprowadziło publiczność ponownie w świat przyjemnego oczekiwania na ekscytujący etap w relacjach, co dało przestrzeń na kolejne dowcipne anegdoty. W podobnym klimacie wybrzmiała pieśń It Amazes Me, której pierwsze wykonanie zawdzięczamy aktorce, piosenkarce i tancerce Lizie Minnelli. Z tym wiekopomnym utworem mierzył się sam Tony Bennett! Monika Borzym ponownie zaskoczyła szepcząco-soulową interpretacją.

Specjalizacja: przyjemność

Bisy, sto lat i powroty

Wokalistka rozpoczęła koncert utworem Blame It on My Youth, wspominając młodość, a zakończyła piosenką Billie Eilish – Getting Older opowiadający o dojrzewaniu i starzeniu się ludziTo jedna z jej ulubionych kompozycji, którą często można usłyszeć w audycji artystki „Muzyczny Gabinet Terapeutyczny”. Po tejże klamrze kompozycyjnej nadszedł czas na bis. Monika Borzym z niewymuszonym humorem zagwarantowała sobie zarówno bisowanie, jak i powrót na scenę Cavatina Hall.

Ostatnią cześć występu wypełniły przedwojenne piosenki zagrane wraz z pianistą Krzysztofem Dysem, który wraz z wokalistką nagrał album Monika Borzym śpiewa stare piosenki. I to właśnie podczas promocji tego wydawnictwa wykonywali w duecie zabawne liryki z XX wieku. To wystarczy mi autorstwa Andrzeja Własta oraz Maryla Mariana Hemara podkreśliły umiejętności komediowe Moniki Borzym. Po entuzjastycznych oklaskach, publiczność również przekazała solenizantce prezent – cała Cavatina Hall odśpiewała Sto lat! Tego życzymy ponownie, a także czekamy na obiecany powrót. Do zobaczenia!

Bisy, sto lat i powroty

Kołysanki dla dorosłych w wersji Moniki Borzym

Jej talentem zachwycają się zarówno krytycy, jak i słuchacze. Wybrzmiewające emocje, głęboka soulowa barwa i ciepła osobowość, która sprawiła, że jazzu słuchają nawet jego najwięksi przeciwnicy. Czym jeszcze zachwyci nas na koncercie Monika Borzym?

Monika Borzym – pierwsze jazzowe kroki

Edukowała się już jako kilkulatka w Szkole Muzycznej I stopnia Brillante w Warszawie. Klasę fortepianu ukończyła z wyróżnieniem. Kolejnym etapem był Zespół Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w klasie fortepianu. Nastoletni okres spędziła w Stanach Zjednoczonych, gdzie uczyła się w John Hersey High School i uczestniczyła w zespole oraz szkolnym chórze. Po amerykańskiej przygodzie powróciła do Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina, tym razem na wydział piosenki, by kształcić się w wokalistyce jazzowej.

Pierwszym znaczącym sukcesem Moniki Borzym było zwycięstwo w Międzynarodowym Festiwalu Wokalistów Jazzowych, co dało jej drugie miejsce w konkursie. Była również stypendystką University of Miami Frost School of Music w Coral Gables na Florydzie oraz Los Angeles Music Academy w Kalifornii. Następnie uczyła się harmonii jazzowej i techniki improwizacji u amerykańskich wokalistów jazzowych. Jako dziewiętnastolatka została zaproszona przez Michała Urbaniaka do występu na Jazz Jamboree. Tam też uzyskała pierwszy kontrakt płytowy.

Dyskografia Moniki Borzym

W wieku dwudziestu jeden lat wydała debiutancki album Girl Talk, który ukazał się w 2011 roku. Subtelne interpretacje kobiecych kompozytorek takich jak Björk, Amy Winehouse, Joni Mitchell czy Erykah Badu ujęły za serca słuchaczy. Po stawieniu pierwszych kroków w branży muzycznej, Monika Borzym zdecydowała się na własny repertuar. W 2013 roku nagrała w pełni autorską płytę My place. Kompozycje powstały we współpracy z pianistą Mariuszem Obijalskim. Dodatkowo na albumie pojawiły się trzy covery.

2016 to rok Back to The Garden, czyli nowego wykonania kultowych utworów Joni Mitchell. Monika Borzym zapożyczyła od artystki teksty piosenek, natomiast samo wykonanie było już autorskie – często zmieniała tonacje, instrumenty czy tempo kompozycji. W 2017 roku pojawiło się pierwsze polskojęzyczne wydawnictwo wokalistki zatytułowane Jestem przestrzenią, które powstało z okazji 73. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Na tę płytę artystka zaprosiła gości. Do lirycznych fraz Anny Świrszczyńskiej pieśni wyśpiewali: Wojciech Waglewski, John Scofield czy Mitchell Long.

Radiohedonistyczne. Live at Wytwórnia z 2018 roku łączy polskie i angielskie utwory. To zarejestrowany koncert z 12 lipca 2018 roku, który odbył się w ramach 11. Letniej Akademii Jazzu w klubie Wytwórnia w Łodzi. To hołd dwóm wybitnym zespołom i jednej artystce – na występie Monika Borzym zagrała i zaśpiewała bowiem utwory Radiohead, Hey oraz Björk. W 2020 roku pojawiła się płyta pod nazwą Monika Borzym śpiewa stare piosenki, na której pojawiły się niemal stuletnie utwory z lirykami samego Juliana Tuwima.

Monika Borzym – współprace z innymi artystami

Artystka młodego pokolenia jest zaangażowana w wiele ciekawych projektów. Jej głos można usłyszeć na różnorakich składankach, występach gościnnych czy utworach promujących animację dla dzieci. Poniżej najciekawsze z nich:

  • Albo inaczej 2 – projekt wytwórni Alkopoligamia polegający na wykonaniu utworów hip-hopowych w aranżacji jazzowej. Na albumie pojawili się także: Natalia Nykiel, Daria Zawiałow, Piotr Zioła, Mrozu, Krzysztof Zalewski;
  • Brokat – wraz z Maciejem Maleńczukiem, Pauliną przybysz czy Grupą Kormorany nagrała ścieżkę dźwiękową do tegoż serialu;
  • Nasze Magiczne Encanto – do tej, kultowej już, animacji Disneya powstało mnóstwo wspaniałych utworów. Jedną z najpopularniejszych jest Nie mówimy o Brunie i tam też można usłyszeć Monikę Borzym;
  • Kiedy pada śnieg – to utwór z repertuaru T-Raperów, a jego odświeżona wersja powstała właśnie we współpracy z wokalistką;
  • Zupa Nic – dzieło Kingi Dębskiej opowiada o czasach PRLu w Polsce. Do ilustracji filmu Artur Andrus i Łukasz Borowiecki napisali dla Moniki Borzym specjalnie piosenkę o tym samym tytule.

Najnowsze wydawnictwo, czyli Kołysanki Dla Dorosłych ukazało się początkiem 2024 roku. I to właśnie ten otulający ciepłem ostatni krążek wokalistka będzie promowała podczas koncertu w Cavatina Hall. Dajcie się porwać w kołyszące brzmienia! Bilety na wydarzenie dostępne są na: https://cavatinahall.pl/events/monika-borzym-kolysanki-dla-doroslych/.

Richard Bona – ulubieniec polskich fanów jazzu

Nazywany afrykańskim Stingiem nie raz już udowodnił, że swobodnie porusza się wśród różnych gatunków muzyki, temperamentów i instrumentów. Jakie kompozycje przygotował dla nas tym razem? Czy usłyszymy kameruński folk, paryski kabaret czy może amerykański jazz? Z Richardem Boną wszystko jest możliwe!

Richard Bona – afrykańskie dziedzictwo muzyczne

To jedna z najszybciej rozpoczynających się karier muzycznych świata. Już jako pięciolatek Richard Bona uczestniczył w życiu scenicznym. Wraz z matką i dziadkiem brał udział w śpiewach gospel podczas koncertów, na których rodzicielka pełniła rolę wokalistki, a senior – perkusisty. Wtedy też rozpoczął naukę na instrumentach. Początkowo były to gitara basowa, kolejnymi wyborami były flet, instrumenty klawiszowe i perkusyjne.

Szczególnie Bona upodobał sobie balafon, który zbudował dla niego dziadek. To tradycyjny instrument perkusyjny w Afryce, szczególnie popularny w Gwinei, Senegalu, Burkinie Faso. Wyglądem przypomina ksylofon, choć sam jest dostosowany do afrykańskich warunków, stąd też jest część rezonansowa jest wykonana z owoców tykwy. Od 2012 roku balafon należy do niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

Pierwszą własną kapelę Richard Bona założył jeszcze jako nastolatek. Kameruńskie dziedzictwo i początki w muzyce gospel porzucił na rzecz jazzu. Wtedy też trafił na muzykę Jaco Pastoriusa – wirtuoza gry na gitarze basowej, który niczym Jimi Hendrix zmodernizował i zmienił technikę. To Pastorius stał się instrumentalnym mentorem Bony. Dążenie do doskonałości pozwoliło mu na stworzenie własnego stylu gry, który kontynuował zarówno w solowych projektach, jak i we współpracach z ikonami muzyki.  

Richard Bona – światowe współprace z największymi gwiazdami

Talent Bony dość szybko został odkryty przez krytyków, dzięki czemu mógł emigrować do Europy. Przez jakiś czas działał w Niemczech, gdzie studiował muzykę w Düsseldorfie, by później dostać się do Francji. W latach 90. XX wieku kolejnym przystankiem na trasie życiowej muzyka był Nowy Jork. W Ameryce zapoznał się z kolejnymi instrumentalistami, dzięki czemu udało mu się np. piastować stanowisko kierownika muzycznego europejskiej trasy koncertowej Harry’ego Belafontego, przedstawiciela muzyki calypso.

Podczas trzydziestu lat koncertowania, nagrywania i współprac Richard Bona ma na swoim koncie wiele ciekawych kolaboracji. Do gwiazd, z którymi tworzył projekty należą m.in. John Legend, Pat Metheny Group, Gil Goldstein, Mike Stern, Sadao Watanabe, Joe Zawinul, Bela Fleck, Dianne Reeves, Two Siberians, Kaml Rustam czy Bobby McFerrin. Ponadto spośród polskich artystów Richard Bona ma na koncie wspólne kompozycje z Anną Marią Jopek.

Z czasem Richard Bona dojrzał do nagrania solowej pracy. W autorskich projektach mógł połączyć swoje szerokie horyzonty. Kameruński folklor z improwizacjami, swobodę gry na gitarze z wokalizami, a jazzowy charakter z afrykańskimi wpływami. Oryginalne aranżacje pozwalają na przenikanie różnorakich stron świata. W jego dyskografii warto odnotować takie albumy jak:

  • Scenes From My Life – debiutancki album z 1999 roku;
  • Reverence z 2001 roku,
  • Munia z 2003 roku,
  • Toto Bona Lokua – z Geraldem Totem oraz Lokuą Kanzą, z 2004 roku,
  • Tiki z 2005 roku,
  • Bona Makes You Sweat – album koncertowy z 2008 roku,
  • The Ten Shades of Blues z 2009 roku,
  • Te Mesia z DR Big Band z 2013 roku,
  • Bonafield z 2013 roku,
  • Heritage z 2016 roku,
  • Bondeko z 2018 roku.

Richard Bona – wyjątkowy koncert w Cavatina Hall

Oprócz wspaniałego Richarda Bony będziemy mogli usłyszeć towarzyszących mu muzyków. Na fortepianie zagra Jesus Pupo – kompozytor i producent pochodzący z kubańskiej Hawany. Z kolei za instrumenty perkusyjne odpowiadać będzie Harvel Nakundi – wybitny amerykański perkusista.

To fantastyczne trio spotka się z nami już 4 lutego w Cavatina Hall. Koncert Richarda Bony przeniesie nas w magiczną podróż po wszystkich zakątkach globu. Jedno jest pewne – przy dźwiękach i charyzmie Richarda nie da się usiedzieć w miejscu! Widzimy się więc pod sceną!

Improwizacje jazzowe sekstetu Marka Napiórkowskiego

Sześciu wirtuozów jazzu na jednej scenie! Napiórkowski, Miśkiewicz, Pierończyk, Tokaj, Kubiszyn i Dobrowolski – to szóstka jazzmanów, którzy znani są z działalności artystycznej w różnorakich formacjach. Tym razem wystąpią razem, by wspólnie improwizować. Czego możemy spodziewać się po ich występie?

Fusion, smooth i jazz – kilka gatunków, jeden koncert

Choć oficjalną historię jazzu wyznacza się na przełom XIX i XX wieku, gatunek ten ma wielowątkową i skomplikowaną tradycję. Obecnie można wymienić kilkadziesiąt stylów dzielonych na główne takie jak: cool, soul jazz, groove, big band jazz, swing, bop. Wchodząc głębiej w szczegóły da się jeszcze wyróżnić tak charakterystyczne brzmienia jak np. Gypsy jazz, third stream, ragtime, Bossa Nova, Dixieland, modal jazz czy western swing.

Fusion i smooth jazz to gatunki, zakres których reprezentują muzycy Marek Napiórkowski SEXTET. Wersja fusion lubi romansować z rockowymi inspiracjami, dzięki czemu w tej opcji jazzu możemy usłyszeć skrzypce, gitary basowe oraz instrumenty klawiszowe. Z kolei smooth jazz skupia się na mariażu z muzyką R&B. Jak połączyć rockowe brzmienia z rytmicznymi bitami rhytm and blues? Polscy jazzmani pokażą, że jest to możliwe!

Marek Napiórkowski – utytułowany gitarzysta jazzowy

Marek Napiórkowski to jeden z instrumentalistów, którego passa od kilkunastu lat trwa nieprzerwanie. Od 2005 roku zbiera niemal za każdy album nominację do Fryderyków, niejednokrotnie zdobywając statuetkę. Ponadto w plebiscycie Jazz TOP – Plebiscyt Jazz Forum regularnie zdobywa tytuł Gitarzysta Roku. Ukończył Akademię Muzyczną w Bydgoszczy (obecnie Uniwersytet Muzyczny w Bydgoszczy), gdzie obecnie wykłada oraz zdobył tytuł profesora.

Kunszt jego brzmień gitarowych doceniają również topowi polscy wokaliści i polskie wokalistki. Tworzył m.in. dla takich osobowości jak: Anna Dąbrowska, Anna Maria Jopek, Ania Szarmach, Monika Brodka, Dawid Podsiadło, Dorota Miśkiewicz, Henryk Miśkiewicz, Justyna Steczkowska, Katarzyna Groniec, Krystyna Prońko, Krzysztof Kiljański, Natalia Kukulska, Wojciech Gąsowski czy Wojciech Młynarski. Oprócz ogromnego wkładu w polski rynek muzyczny, komponuje sporo pod własnym szyldem. Spośród dyskografii solowej warto wyróżnić takie albumy jak:

  • NAP z 2005 roku,
  • Wolno z 2007 roku,
  • UP! Z 2013 roku,
  • Celluloid z 2015 roku,
  • Marek Napiórkowski Sextet – Trójka Live z 2016 roku,
  • WAW-NYC z 2017 roku,
  • Szukaj w snach z 2018 roku,
  • Hipokamp z 2019 roku,
  • Nocna cisza z 2020 roku,
  • Bejbis z 2022 roku,
  • String Theory z 2022 roku.

Marek Napiórkowski SEXTET, czyli szóstka uznanych polskich jazzmanów

Pomysłodawcą i osobą spajającą cały sekstet jest Marek Napiórkowski. Jednak kogo jeszcze artysta zaprosił do projektu? Kto tworzy formację? Są to:

  • Henryk Miśkiewicz – kompozytor, saksofonista i klarnecista. Tworzył tak legendarne projekty jak: Young Jazz Band, Sun Ship, Jazz Cariers, Big Band „Stodoła”, Henryk Miśkiewicz Quartet oraz Ptaszyn Wróblewski Sextet. Wielokrotny nominowany i laureat Fryderyków.
  • Adam Pierończyk – saksofonista tenorowy i altowy. Kompozytor muzyki do spektakli teatralnych. Również wielokrotny nominowany i zdobywca Fryderyków.
  • Michał Tokaj – pianista. Tworzy kwintet z Jaromírem Honzákiem. Współpracował z Agą Zaryan, Ewą Bem i Bennie’m Maupinem. Kilkukrotnie aureat i nominowany do Fryderyków.
  • Robert Kubiszyn – basista jazzowy, kontrabasista i producent. Koncertował z Grzegorzem Turnauem, Anną Marią Jopek oraz formacją Krzysztofa Cugowskiego
  • Paweł Dobrowolski – perkusista współpracujący z wieloma projektami muzycznymi takimi jak: Karimski Club, SBB, Laboratorium oraz wieloma gwiazdami na światowym poziomie.

W formacji Marek Napiórkowski SEXTET ekipa wydała dwa albumy. Pierwszy, UP! z 2013 roku zawierał dziewięć kompozycji. Dwudniowa sesja zaowocowała nie tylko nagraniem krążka, lecz także nominacją do nagrody Fryderyków w kategorii jazzowy album roku. Z kolei zapis koncertu, składającego się z sześciu utworów, w studiu Trójki – Program Trzeci Polskiego Radia zatytułowany Marek Napiórkowski Sextet – Trójka Live zdobył nominację w tej samej kategorii w 2017 roku.

O tym, jaka panuje między jazzmanami fuzja energii, przekonamy się już 11 stycznia. Bilety na wydarzenie dostępne są na: https://cavatinahall.pl/wydarzenia/marek-napiorkowski-sextet.

Gentleman muzyki – Matt Dusk w świątecznych utworach Franka Sinatry

Czarujący dżentelman, zabawny anegdociarz i utalentowany wokalista – te elementy składowe sprawiły, że Matta Duska kocha cała Polska. Kanadyjski piosenkarz od lat urzeka nas swoim głosem w reinterpretacjach jazzowych klasyków. Tym razem dal nam również przedsmak bożonarodzeniowej atmosfery.

Matt Dusk – świątecznie i jazzowo

Koncert rozpoczął zespół towarzyszący Mattowi Duskowi od utworu Happy Holiday. W kolejnych taktach mogliśmy poczuć, że panowie doskonale wiedzą, jak grać jazz i trafić do słuchaczy. Po tym instrumentalnym wstępie na scenę wbiegł sam wokalista. Radosne Jingle Bells to jedna z pierwszych piosenek po angielsku, której uczone są dzieci w szkole. I również zgromadzona publiczność mogła poczuć w sobie tę nieskrywaną młodzieńczą afirmację.

Matt Dusk także nawiązał do czasu dzieciństwa. Zachęcił słuchaczy do sięgnięcia po wspomnienia z pierwszych piosenek świątecznych, które usłyszeli w swoim życiu. Sam przywołał utwór wykonywany przez Binga Crosby’ego I dreaming of the White Christmas, który po raz pierwszy zasłyszał w dzieciństwie w kuchni dziadków. W kolejnych pieśniach pokazał nam, że jest mistrzem kreowania świątecznej atmosfery pachnącej piernikami, choinką i wszechobecnym cynamonem.

Matt Dusk – A Very Sinatra Christmas

Po Sleigh Ride, The most wonderful oraz Let It Snow przyszedł czas na następną falę wspomnień. Te przywołała w kanadyjskim piosenkarzu siedmioletnia córka. Podczas jednych ze świąt Bożego Narodzenia pomyliła teledysk Franka Sinatry z samym Mattem Duskiem, co tylko podkreśliło, jak mocno związana z ikoną jazzu jest twórczość samego wokalisty. Retrospekcja ta wprowadziła nas w kolejny utwór Have Yourself a Merry Little Christmas.

W 2016 roku z okazji narodzin córeczki Matt Dusk wydał świąteczny album. Na płycie Old School Yule! wystąpili polscy artyści tacy jak: Halina Mlynkova, Margaret oraz Rafał Brzozowski. Właśnie z ostatnim wokalista nagrał Santa Claus Is Comin’ to Town, którą również odśpiewał w Cavatina Hall. Ten set zakończony został utworem MarshmallowWorld. Pokazał nim tym samym, że anglosaskie przeżywanie świąt jest o wiele bardziej odmienne niż polskie. Skoczne, radosne i melodyjne utwory powodowały, że sam Matt Dusk tańczył niemal cały czas.

Jazzowi ulubieńcy Matta Duska

Podczas dzielenia się z publicznością przemyśleniami Matt Dusk przyznał, których twórców najbardziej ceni. Wśród nich znaleźli się m.in. Dean Martin, Nat King Cole, a także polski wokalista Kuba Badach. Two Shots of Happy, One Shot of Sad to kompozycja gitarzysty formacji U2 – Bono, która powstała w celu upamiętnienia samego Franka SinatryPo tak pięknym hołdzie nie mogło zabraknąć utworu samego Sinatry. I’ve Got You Under My Skin udowodniło, że Matt Dusk wie, jak kontynuować jazzowe dziedzictwo. Nie inaczej było z nostalgicznym Sway wykonywanym oryginalnie przez Deana Martina, innego idola Kanadyjczyka.

Let’s Hop on A Plane to pieśń z albumu Matta Duska JazzSetJazz, którego premiera odbyła się w 2018 roku. Tym krążkiem artysta porwał zgromadzonych słuchaczy (nie po raz pierwszy!) w sentymentalną podróż do lat 60. XX wieku. Podobnie stało się w sali Cavatina Hal. Mogliśmy niemal poczuć klimat tamtych czasów. Cry Me a River Franka Sinatry rozbrzmiało z całą mocą, kontynuując te nastrojowe wojaże, które zakończyło wspaniałe solo perkusisty.

Matt Dusk w hołdzie polskim artystom

Do wykonania That’s Life Matt Dusk zaprosił aż dwóch polskich wokalistów i jedną wokalistę. Kuba Badach, Andrzej Piaseczny i Natalia Kukulska towarzyszyli mu w nagraniu z 2021 roku. W Cavatina Hall artysta wyśpiewał utwór samodzielnie, lecz z równie wielką werwą. Z kolei The Christmas Song szczególnie zapisało się w pamięci słuchaczy. Matt Dusk pochwalił warunki akustyczne Cavatina Hall, a na dowód ich wybitności odśpiewał pieśń zupełnie a capella, by przejść do roztańczonego utworu Rockin Rudolph.

Aby podkreślić przywiązanie do Polski oraz polskich słuchaczy, Matt Dusk wymienił fenomenalnych polskich piosenkarzy i polskie piosenkarki, których szczególnie ceni. A są to: Margaret, Sanah czy wspomniany wcześniej Kuba Badach. Na wyjątkowe miejsce w sercu wokalisty zasługuje jednak Zbigniew Wodecki. My Way to kompozycja, którą Matt Dusk odśpiewał nie tylko w Cavatina Hall, ale też podczas koncertu poświęconemu temu wybitnemu instrumentaliście podczas Wodecki Twist Festival. Sam Wodecki skomponował polską wersję utworu Franka Sinatry pod tytułem Szczęście jest we mnie.

Od Nowego Jorku po Copacabanę

Wszyscy, którym myśleli, że tym nieco smutnym akcentem Matt Dusk zakończy koncert, mylili się. Po lirycznej i wspomnieniowej części wokalista postanowił powrócić na bis. Wtedy też zabrzmiała sztandarowa pieśń samego Franka Sinatry New York, New York. Po niej przyszedł czas na rozwibrowaną niczym ulice w Rio de Janeiro Copacabanę. Zachęcona przez wokalistę publiczność dłużej nie mogła czekać. Pląsom pod sceną nie było końca!

Debiutancki występ Matta Duska na deskach Cavatina Hall minął błyskawicznie. Mamy nadzieję, że równie szybko upłynie czas do następnego spotkania z kanadyjskim artystą!

Leszek Możdżer – wirtuoz eklektyzmu z barokowymi improwizacjami

29 listopada scena Cavatina Hall gościła oryginalny projekt. Pianista jazzowy Leszek Możdżer, awangardowa perkusistka Patrycja Betley oraz Orkiestra Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej MACV z barokowym repertuarem. A wszystko to w eksperymentalnej i improwizowanej formie. Cóż to było za wydarzenie!

Alicja Węgorzewska-Whiskerd – pomysłodawczyni mariażu jazzu z klasyką

Trzy wybitne projekty artystyczne na jednej scenie! O ich ważności, wyjątkowości i wpływie na współczesny odbiór muzyki opowiedziała wspaniała gościni. Alicja Węgorzewska-Whiskerd wprowadziła słuchaczy poprzez krótką zapowiedź, a właściwie, teoretyczny wykład, w tajniki muzyki barokowej. Jako dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej przypomniała o początkach założenia opery, która to pierwszą premierę wystawiła już w 1961 roku!

Stefan Sutkowski, założyciel opery, wybrał na kierunek instytucji oraz orkiestry muzykę barokową i taką też strategię kontynuują kolejne pokolenia działające w Warszawskiej Opery Kameralnej. Alicja Węgorzewska-Whiskerd wpadła na pomysł połączenia geniuszu improwizacji Leszka Możdżera z dawnymi instrumentami używanymi przez Orkiestrę Musicae Antiquae Collegium Varsoviense (MACV). Muzykom udało się to po dwóch latach prób pianisty, który chciał obniżyć naprężenie strun akustycznego fortepianu Fazioli w taki sposób, aby zagrać dzieło w stroju 432 Hz. Z kolei improwizacje miały na celu organiczne spojenie organizmu z odbiorem muzyki, tak aby instrumentaliści zapomnieli o intelektualnych naukach i oddali się przepływowi świadomości.

Leszek Możdżer – forma, sztuka i improwizacja

Ostatnim punktem wypowiedzi Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd był cytat samego Leszka Możdżera: Muzyka często jest świadectwem tego, że istnieje jakiś lepszy świat. I w taką oto sferę daliśmy się porwać. Główną częścią koncertu były utwory nazywane kompozytami, które ukazały się na wspólnie wydanej płycie wspólnego autorstwa: Możdżera i Orkiestry Instrumentów Dawnych MACV Warszawskiej Opery Kameralnej. Premiera albumu miała miejsce w czerwcu 2023 roku.

Inaugurującym utworem było klimatyczne Silento. Orkiestra składająca się z kilkunastu instrumentalistów potrafiła wytworzyć dźwięki w bardzo cichy sposób. To naprawdę niezły wyczyn – chapeau bas za to! Przy walczyku Neubauer do publiczności przemówił sam Leszek Możdżer kontynuujący w swoim uroczym stylu interakcję ze zgromadzonymi widzami. Ponadto dzielił się ciekawostkami z zakresu edukacji muzycznej, o której często sami melomani nie mają pojęcia. Ułożenie podczas grania na skrzypcach, system tonalny czy analiza słowotwórcza pokazała ponownie kunszt, talent i elokwencję samego Możdżera. A także niebanalne poczucie humoru.

Po Nikita’s Dream nadszedł czas na utwór Villstad znany ze współpracy pianisty z wiolonczelistą Larsem Danielssonem i perkusistą z Izraela Zoharem Fresco, z którymi tworzy akustyczne trio. Kompozycja ta dała pierwszy (i nie ostatni!) popis kłótni instrumentów między Betley a Możdżerem, którzy niczym zapętleni w malignie kochankowie nie odpuszczali. Aby wykonać kolejną część kompozytu, do muzyków dotarła sekcja dęta. Nastrojowa muzyka wprowadziła nas w następne dowody na istnienie lepszego świata.

Patrycja Betley – solenizantka, edukatorka i perkusistka

W ramach jesiennego tournée promującego album Composities Możdżer wraz z Orkiestrą MACV i samą Węgorzewską zaprosili do koncertowania również Patrycję Betley. Artystka tworzy i komponuje na tak nietypowych instrumentach jak: bodhran, bębny ramowe, doumbek, cajon, udu, tapan, tombak oraz djembe. Ten pierwszy przyrząd muzyczny, bodhran to irlandzki bęben obręczowy, a sama Betley jest jedyną kobietą endorserką, czyli oficjalnie mogącą używać i grać na nim kobietą spoza Irlandii. O tym, jak sprawnie sobie z nim radzi, mogliśmy się przekonać niemal przez cały koncert.

Multiinstrumentalistka, muzykoterapeutka i wykładowczyni świetnie wpisała się w wirtuozerski styl Możdżera. Muzyk przez większość koncertu improwizował, co jest nie lada wyzwaniem dla towarzyszących mu instrumentalistów. Jednak charyzmatyczna perkusistka dawała sobie świetnie radę. Melancholijna Ballad for Lars to list miłosny Możdżera do wspomnianego wcześniej i komponującego z nim w innych projektach Larsa Danielssona. Po niej przyszedł czas na kolejne improwizowane kompozyty oraz nostalgiczną Natalladię zamykającą płytę Composities. Na zakończenie zabrzmiał utwór Możdżera Don’t Give Up (Just Ignore It), czyli ballada w tonacji h-moll grana przez pianistę zazwyczaj w repertuarze innego trio.

Największą niespodzianką nie był tylko fakt wyjścia całej ekipy na bis. Patrycja Betley otrzymała prezent od towarzyszących jej muzyków, a cała sala zaśpiewała solenizantce huczne „Sto lat!”. Jak powiedział sam Możdżer ze sceny: Szczęście – ma w sobie „część” i częścią tego szczęścia byliśmy właśnie 29 listopada.

Wyrostek, Moś i Coloriage na jednej scenie – zobaczcie, jak było!

Ironiczny dowcip, rezonująca energia i barwny przekrój muzyki – tak było podczas piątkowego koncertu Marcina Wyrostka, Coloriage i towarzyszącej im Kasi Moś. Co zachwyciło nas najbardziej 29 września?

Wirtuoz akordeonu, siła przyjaźni i potężny głos

29 września na deskach Cavatina Hall odbył się koncert niesamowity. Podzielone na sekcje wydarzenie nie pozwalało się ani przez sekundy nudzić. Show rozpoczęła ekipa Coloriage dwoma energetycznymi utworami. Tym razem na scenie pojawili się w składzie: Krzysztof Nowakowski grający na perkusji, Piotr Zaufal odpowiedzialny za bas, Stanisław Słowiński – skrzypce oraz Marcin Wyrostek z akordeonem.

Po wibrującym początku do kwartetu instrumentalnego dołączyła Kasia Moś. Wokalistka pokazała siłę swojego głosu w dwóch piosenkach: Aleja Gwiazd z repertuaru Zdzisławy Sośnickiej oraz Jeszcze w zielone gramy Wojciecha Młynarskiego. Relacje między wszystkimi muzykami powodowały, że ich radość oraz pasja przenosiła się na słuchaczy.

Kolejnym utworem było tango brawurowo odegrane przez Coloriage – pełne temperamentu przypominające charakterny taniec w centrum rozgrzanego Buenos Aires. Ponownie zagościła Kasia Moś, tym razem przedstawiając ludową pieśń z okolic Raciborza. Zakończeniem tego setu była polska wersja romskiego utworu Nie ma, nie ma ciebie spopularyzowana przez Goran Bregović we współpracy z Kayah. Cóż to było za wykonanie!

Zachwycające solówki, delikatne dźwięki i kojąca ciemność

Serię solowych popisów rozpoczął sam Marcin Wyrostek, który od początku koncertu wziął na siebie rolę narratora. Niczym wytrawny storyteller budował napięcie podczas całego show, co rusz dzieląc się historiami ze swojego życia oraz zabawnymi anegdotami. Prosząc publiczność o zamknięcie oczu, spowodował jeszcze mocniejsze doświadczanie muzyki. Zima Antoniego Vivaldiego zapadła wszystkim szczególnie w pamięć.

Po powrocie pozostałych członków Coloriage wspólnie zagrali kawałek Eye of the tiger. Po raz kolejny widać było, co również podkreślał sam Marcin Wyrostek w opowieściach pomiędzy utworami, że panowie po prostu świetnie się ze sobą bawią. Ich zgranie, wspólne tempo, uważność na każdego z członków kwartetu tworzyła niesamowitą atmosferę.

Na zakończenie koncertu Kasia Moś zaśpiewała do brzmień Coloriage aż trzy piosenki. Była to autorska kompozycja wokalistki, która w oryginale towarzyszy raperowi Jareckiemu. Słowa napisał Mateusz Krautwurst. Mocnym punktem był utwór Writing on the Wall znany głównie z produkcji przygód o Jamesie Bondzie. Sam Smith jest obdarzony wysoką skalą głosu, jednak wykonanie Kasi Moś było jeszcze piękniejsze!

Ostatnim utworem był (You Make Me Feel Like) A Natural Woman Arethy Franklin, czym piosenkarka udowodniła, że radzi sobie również z soulowymi kawałkami. Nie możemy zapominać o wspaniałych solówkach, szczególnie Krzysztofa Nowakowskiego, który dał pokaz niezłej sprawności, kunsztu oraz wytrwałości.

Bis, bis i jeszcze raz bis!

Owacje na stojąco trwały dobre kilkadziesiąt minut. Nie mogło się obyć więc bez bisu. Marcin Wyrostek wraz z Coloriage wyszedł ponownie na scenę, na zakończenie grając utwór Moldav. Oklaskom nie było końca – czekamy więc na ponowną wizytę ekipy w Bielsku-Białej. Do zobaczenia!